Singapur moimi oczyma

Singapur moimi oczyma

Kiedy nietoperz wielkości kota otworzył oczy i spojrzał na mnie, zrobiło mi się trochę nieswojo. Była noc, a on wisiał pół metra obok mojej twarzy, w dodatku z kilkoma innymi nietoperzami obok. Świadomość, że jest owocożerny, tylko trochę poprawiała mi humor. Na szczęście gdzieś w głowie kołatała mi myśl, że gdyby te zwierzaki były niebezpieczne, to przecież nie udostępniono by ich publiczności w pomieszczeniu bez krat między nimi a zwiedzającymi... A nietoperze, jak wiele innych zwierząt w Night Safari w Singapurze, są na wyciągnięcie ręki. Co prawda, nie wolno ich dotykać, używać kamer ani aparatów z fleszami (by nie płoszyć i nie denerwować zwierząt), ale sam tego typu widok, wszechobecny zapach tropikalnej dżungli i nieodłączny świergot cykad sprawiają, że na parę godzin można przenieść się w inny świat. Jeden z moich znajomych, mieszkający od dawna w Singapurze, stwierdził że mieszkańcy tego kraju opanowali ciekawą zdolność – podpatrują to, co w świecie jest naprawdę ciekawe, nowatorskie, po czym robią to u siebie, tylko dużo lepiej.

Night Safari, czyli nocne zoo, jest tego znakomitym przykładem. Olbrzymi park, który zwiedza się od godz. 19, czyli po zapadnięciu zmroku, zdumiewa i zadziwia na każdym kroku. Nie tylko jazda specjalnym pojazdem z przewodnikiem, czy spacer pomiędzy wybiegami zwierząt, ale też show ze zwierzętami w roli głównej, który prezentowany jest w specjalnym amfiteatrze, są po prostu rewelacyjne. Zresztą, takie pokazy są w Singapurze normą. Czy to w przepięknym zoo, czy w parku ptaków, czy w delfinarium, wszędzie o określonych porach są pokazy możliwości zwierząt, ich karmienia itp., z udziałem ochotników wybranych z publiczności. Co ciekawe, przy wejściu do każdego z tych obiektów otrzymuje się mapkę, na której zaznaczone jest nie tylko, gdzie są wybiegi konkretnych zwierząt czy ptaków, ale jest też wykaz, o której godzinie i gdzie są pokazy, czy o której godzinie karmi się dane zwierzęta. Jak się okazuje, można ze zwykłego karmienia zrobić pokaz, pouczający i zabawny, a przy okazji bardzo widowiskowy. Bo oglądanie niedźwiedzia polarnego nurkującego po rzuconą mu rybę na głębokość paru metrów robi ogromne wrażenie, widok nosorożca jedzącego banany z ręki opiekuna także, a biały tygrys, skaczący ze skały do wody za kawałkiem mięsa, jest po prostu wspaniały. Trudno też opisać uczucie, kiedy siedząc na widowni w czasie pokazu ptaków drapieżnych w parku ptaków, czuje się na ramieniu powiew wiatru, spowodowany przez przelatującego tuż nad głową olbrzymiego orła czy sępa. A treserzy ptaków, przechadzający się po amfiteatrze, dbają o to, aby ich podopieczni latali nad niemal wszystkimi widzami. Przepiękne parki zwierząt to nie jedyna atrakcja, dla której warto odwiedzić Singapur.

To zupełnie inny świat, nie do porównania z żadnym z europejskich krajów, pełen kolorów tygiel kulturowy, w którym mieszają się wpływy azjatyckie, europejskie i amerykańskie. Widać to na każdym kroku, czy to w metrze, gdzie obok siebie jadą zgodnie przedstawiciele kilkunastu ras i wielu kultur, czy w food courtach (popularnych jadłodajniach na świeżym powietrzu), gdzie obok siebie funkcjonują knajpki chińskie, malajskie, arabskie i np. McDonalds, a najlepiej chyba w dzielnicach etnicznych. Kiedy się spaceruje po Chinatown (przypominającym znane z filmów stare Chiny, pełne czerwonych lampionów, smoków i jedwabi), czy po Little India, ze świątyniami buddyjskimi i wszechobecnym zapachem curry, a nad tą architekturą widzi się w oddali kilkudziesięciopiętrowe, nowoczesne biurowce, wrażenie jest niesamowite. Co ciekawe, widok ten zupełnie nie razi sztucznością.

Czy to w dzielnicach etnicznych, czy w nieodległym od nich finansowym centrum miasta, życie płynie podobnym, nieśpiesznym rytmem. Brak pośpiechu to coś, co może od razu nie rzuca się w oczy, ale już po kilku dniach staje się w Singapurze bardzo widoczne. Tu prawie nikt nie biega, nie spieszy się do metra, autobusu, sklepu, na ulicach niemal nie zdarza się, aby ktoś wyprzedzał, wciskał się przed inny samochód, wymuszał pierwszeństwo. Co prawda, fantazję kierowców być może ograniczają wysokie kary za przekroczenia szybkości i inne wykroczenia drogowe, ale mimo wszystko, kultura na drogach jest tam niesamowita. Mimo, iż samochodów w Singapurze jest mnóstwo, w porównaniu z dużymi polskimi miastami jest tam po prostu jak w raju. Może to kwestia wewnętrznego spokoju i uprzejmości kierowców, może efekt rygorów prawa, fakt, że będę im tego długo zazdrościł. Samochody to zresztą w tym kraju ciekawy temat. Ponieważ jest to wyspa, rząd dba o to, żeby ilość pojazdów nie była za duża. Stąd wziął się przepis, że aby jeździć po Singapurze własnym samochodem, nie wystarczy go po prostu kupić. Trzeba jeszcze dokupić sobie pozwolenie na jazdę nim na 10 lat (dlatego niewiele widać na ulicach samochodów starszych niż owe 10 lat). Można je zdobyć na comiesięcznych aukcjach i koszt takiego pozwolenia często jest równy cenie samochodu, a bywa, że jest nawet większy, oscyluje on zwykle w granicach 15-20 tysięcy singapurskich dolarów (jakieś 40 tys. zł). Co ciekawe, jeśli ma się kilka samochodów, trzeba mieć też tyle pozwoleń.

Singapur to kraj uśmiechniętych ludzi. Gdziekolwiek się obejrzeć, wszędzie ich widać. I co ciekawe, nie są to sztuczne uśmiechy sprzedawców, ci ludzie po prostu są życzliwi wobec siebie i innych. Kiedy ich się o cokolwiek pyta, potrzebuje rady czy wskazówki, chętnie i z uśmiechem tłumaczą, pomagają czy prowadzą tam, gdzie chce się trafić. W dodatku, za każdy uśmiech oddają trzy uśmiechy. Jest to szalenie miłe. Długo byłem zdziwiony, kiedy spytaliśmy jakąś panią na stacji metra, jak dojść do innej linii podziemnej kolejki, a ta zaprowadziła nas tam przez kilka poziomów i pięter, mimo że było jej nie po drodze. Inna sprawa, że w Singapurze jest też bardzo, ale to bardzo bezpiecznie. Gdy czytałem przed podróżą, że w kraju tym nie ma zagrożenia przestępczością, nie chciało mi się wierzyć. Okazało się jednak, że jest to absolutna prawda. Można spokojnie zwiedzać miasto w dzień czy w nocy, spacerując samotnie czy we dwoje, bez obawy, że napad czy nieprzyjemne nagabywanie zepsują taką wędrówkę.

Samo miasto jest po prostu fascynujące, szczególnie widziane nocą znad zatoki. Gigantyczne wieżowce, odbijające się w wodzie, robią olbrzymie wrażenie, a kiedy płynie się małym stateczkiem pomiędzy nimi, widząc na brzegach małe, kolorowe knajpki, nie sposób się nie zachwycić. Te knajpki, a przede wszystkim asortyment, jaki oferują, to z pewnością jeden z pretekstów do tego, aby odwiedzić to bogate i bezpieczne państwo. Wybierając się do Singapuru, obawiałem się, że miejscowe jedzenie, ostre i egzotyczne, może być trudne do przyswojenia dla europejskiego żołądka i zepsuć przyjemność zwiedzania tego kraju. Nic bardziej błędnego. Znajomy na pytanie, co kupować w food courtach, żeby było smaczne i nie zaszkodziło, odpowiedział jednym słowem cokolwiek. I okazało się to prawdą. W dodatku, ceny posiłków okazały się szokująco niskie, za obfity i pyszny obiad, np. zupę z krewetkami i chińskie pierożki, płaciliśmy najwyżej po kilkanaście złotych (w przeliczeniu oczywiście). Podobnie było z innymi, arabskimi, malezyjskimi czy tajskimi daniami, trochę droższa była kuchnia japońska.

Ceny dań generalnie oscylowały w granicach kilku-kilkunastu dolarów singapurskich, choć za 3-4 tamtejsze dolary również można się było smacznie i dobrze najeść. I, co ciekawe, w tamtejszych knajpkach, a wiele ich odwiedziłem, nie ma potraw typu ryba czy kurczak w 5 smakach, tak popularnych u Azjatów prowadzących tego typu przybytki w Polsce. Poza tym jakość i smak prawdziwie azjatyckich potraw jest niezrównanie lepszy niż to co oferują lokale w naszym kraju. W Singapurze można wszędzie spróbować potraw z kurczaka, ryb i owoców morza do wyboru jest całe mnóstwo. W pozornie marnych knajpkach można jednak spożyć kraba czy langustę, których smak długo jeszcze będzie śnił się po nocach. Zwłaszcza gdy potrawy te popija się mleczkiem kokosowym ze świeżo otwartego kokosa. Jeszcze długo po powrocie do Polski tęskniłem za singapurską kuchnią. Powodów, dla których warto wybrać się na wakacje w te rejony, by odwiedzić Singapur jest oczywiście dużo więcej. Do podróży w tamte strony może co prawda zniechęcać długość podróży (co najmniej kilkanaście godzin lotu, często z 2-3 przesiadkami) i cena biletów lotniczych, ale, jeśli ktoś ma ochotę wydać trochę oszczędności na zwiedzanie jednego z piękniejszych zakątków na świecie, może sobie bez zastanowienia obrać ten kraj jako miejsce do odwiedzenia. Nie będzie zawiedziony.
 

Dodano: 2015-10-25 - Autor: Paweł Trzmiel - Kategoria: Relacje klientów

Komentarze

Dla tel. komórkowych
733 730 700

Dla tel. stacjonarnych
42 632 04 64

Obsługa klienta

poniedziałek - piątek: 9:00 - 20:00

sobota: 10:00 - 14:00

niedziela: nieczynne

 

Content

Oferta TUI w Travel Shops

Odkrywaj świat z TUI. Wakacyjna oferta w ponad 90 krajach oraz setki wycieczek fakultatywnych, które dostarczą niezapomnianych wrażeń. Last Minute i First Minute. Oferta samolotowa oraz z dojazdem własnym. Najpopularniejsze kierunki w najlepszych cenach. Zaplanuj swój wyjazd już teraz.

Zapytaj o ofertę TUI już dziś! Zapraszamy do kontaktu.

TUI Skontaktuj się z nami